Lekcja tańca

Lekcja tańca

Zajawka

"W upalny dzień Rafał i Rebeka postanowili udać się w głąb ogromnego lasu. Bezlitosne słońce nagrzewało powietrze do nieznośnej dla wszystkich temperatury. Jedynym możliwym schronieniem poza domem był zakazany las, z którego nikt jeszcze nigdy nie wyszedł żywy. "

Lekcja tańca
Muzyka do czytania

W upalny dzień Rafał i Rebeka postanowili udać się w głąb ogromnego lasu. Bezlitosne słońce nagrzewało powietrze do nieznośnej dla wszystkich temperatury. Jedynym możliwym schronieniem poza domem był zakazany las, z którego nikt jeszcze nigdy nie wyszedł żywy. Miasteczko, w którym mieszkali powoli umierało śmiercią naturalną. Ciepło, susza, ogromne samowystarczalne domy, skutecznie zabijały wszelką działalność i komunikację ludzi. Każdy żył w swojej fortecy nie wychylając nosa przez wąskie, zasunięte okna. Rafał z Rebeką nie potrafili tak żyć, postanowili wyruszyć razem na poszukiwanie innego życia, nawet kosztem jego utraty. Pierwsze kroki wśród drzew okazały się najgorsze, kiedy to uczucie strachu górowało nad przyjemnym odczuciem chłodu i wilgoci. Dopiero po chwili, gdy upewnili się, że obok nie czai się nic groźnego, usiedli aby ochłonąć i rozkoszować się przyjemną, otaczającą ich zewsząd aurą.

– Może nikt nigdy nie wyszedł z tego lasu, bo po prostu nie chciał z niego wyjść? – zastanawiał się na głos Rafał chłonąc oczami soczystą zieleń wokół siebie.

– Bardzo możliwe, przeszłam zaledwie kilka kroków, a już mam ochotę pozostać tu na zawsze! – odparła dziewczyna z wielkim entuzjazmem.

– Zobaczymy co będzie dalej, czy las okaże się dla nas łaskawy – uciął krótko Rafał bojąc się, że czar cudownego miejsca zaraz pryśnie, a oni pozostaną z poczuciem zawodu i ogromnej pustki.

Rebeka zrozumiała go bez zbędnych słów i odpowiedziała po cichu na jego myśli.

– Masz rację nie ma sensu robić sobie złudnych nadziei.

Gdy ochłonęli już od upału, ciesząc się otoczeniem pełnym zieleni, ptaków i zwierząt, ruszyli dalej w nieznane. W głębi duszy marzyli, że las okaże się ich nowym domem, z którego już nigdy nie będą musieli wychodzić. Idąc przez las zauważyli, że rośliny obok których przechodzą usuwają im się z drogi kłaniając się liśćmi do ziemi. Byli oszołomieni niezwykłym zjawiskiem. Dotychczas bowiem uważali rośliny za nieruchome i nieczułe organizmy, którym wszystko jedno gdzie i czy wogóle istnieją.

– Zobacz, rośliny wskazują nam drogę. Wytyczyły przed nami ścieżkę. Pytanie, dokąd chcą nas zaprowadzić? – zastanawiał się drżącym głosem chłopak, a serce wyraźnie przyspieszyło swój rytm napędzając dodatkowo uczucie strachu.

– Spróbujmy zmienić kierunek – zaproponowała przestraszona dziewczyna. Zmiana kierunku nic jednak nie dała, rośliny zmieniły nieco trasę i wytyczyły nową ścieżkę prowadząc ich we wcześniej wybranym kierunku. Zdali sobie sprawę, że albo dadzą się poprowadzić w nieznane albo muszą czym prędzej wydostać się z lasu.

– Boję się, ale wiem, że jak stąd uciekniemy to będziemy tego żałować i wrócimy tutaj znowu za parę dni – stwierdziła Rebeka patrząc w zielone, pełne blasku oczy Rafała.

– Masz rację – przyznał jej chłopak i bez namysłu ruszył wytyczoną przez las ścieżką.

Szli tak przez cały dzień robiąc sobie krótkie przerwy. W miejscach gdzie przystawali zawsze pojawiały się owocowe drzewa z dojrzałymi, sytymi kulami, których smaku nie byli w stanie rozpoznać. Rozpływający się w ustach lekko słodki miąższ zdawał się łagodzić strach i uczucie zmęczenia po długiej wędrówce. W końcu nastał zmierzch, a oni nadal nie dotarli do żadnego, konkretnego miejsca. Ścieżka rozwijała się przed nimi niczym tajemnicza mapa bez wyznaczonego celu, pozostawiając w tyle nienaruszony, dziewiczy las, tak jakby żadna stopa nie pozostawiła tam swego odbicia.

– Może ten las nas zwodzi i kręcimy się bez sensu w kółko? – zastanawiała się zmęczona i zniechęcona Rebeka.

– Postanowiliśmy zaufać tym, tej, no… – Rafał szukał odpowiedniego słowa – hmmmm tej ścieżce – poddał się w końcu. – Nie sądzę żebyśmy mogli się teraz wycofać.

W odpowiedzi ścieżka przed nimi zasunęła się, a utworzyła się nowa za nimi pokazując im drogę powrotną.

– Wygląda na to, że możemy się wycofać – ucieszyła się Rebeka na myśl o tym, że cały czas mają pozostawiony wolny wybór.

Niezidentyfikowana, nieznana im dotąd istota ciągle nad nimi czuwała ,odpowiadając bardzo dyskretnie na ich potrzeby, nie ingerując jednocześnie na podjęte przez nich decyzje. Rebece i Rafałowi bardzo się to spodobało, wreszcie poczuli się bezpieczni i wolni, a zmęczenie całodniową przeprawą sprawiło, że ogarnęła ich ogromna senność. Przed sobą zauważyli ogromne liście, które do złudzenia przypominały im hamaki. Położyli się, każdy w swoim miękkim, naturalnym łożu. Liście uniosły ich w górę i otuliły chroniąc przed chłodem i drapieżnikami. Tej nocy mieli niezwykle barwne i realistyczne sny. Unosili się nisko nad lasem, podziwiając rozgwieżdżone niebo. Po raz pierwszy mieli okazję poczuć wszechświat innymi zmysłami, chłonąc jego moc. Gwiazdy i galaktyki wypełniały pustą przestrzeń swoją energią, wirując bez wytchnienia. Wśród wszechobecnej ciszy wydawało im się, że dociera do nich rytm pochodzący gdzieś z oddali.

Nazajutrz gdy tylko się obudzili, wielkie liście postawiły ich delikatnie na ziemi, wskazując drzewo owocowe znajdujące się w pobliżu. Ścieżka była na razie niewidoczna. Rafał z Rebeką rozglądali się bezskutecznie wokół siebie szukając drogi.

– Myślę, że las czeka na naszą decyzję – stwierdził Rafał patrząc na szczęśliwą dziewczynę. Jej oczy śmiały się do niego, a ciało przeszywały lekkie dreszcze spowodowane podjęciem najważniejszej decyzji w życiu.

– Ja już wybrałam, w którą stronę chcę iść, a Ty? – zapytała miękkim, spokojnym głosem.

– Ja też – wyszeptał z uśmiechem i ujął ją za rękę.

Nie musieli się o nic więcej pytać. Rozumieli się bez słów i las również odczytał bezbłędnie ich pragnienie, wskazując krętą ścieżkę prowadzącą dalej w głąb buszu.

Tym razem szli spokojnie, z uważnością obserwując otoczenie. Pogodzeni byli z długą wędrówką i wszelkimi trudnościami na jakie natrafiali. W końcu trzeciego dnia podróży ścieżka doprowadziła ich do ogromnego drzewa i mówiąc o ogromnym drzewie, mam na myśli giganta dorównującego wielkością nie jednej wysokiej górze. Para stała oniemiała podziwiając cud natury.

– Czegoś takiego się nie spodziewałem – stwierdził po chwili Rafał próbując ogarnąć wzrokiem koronę giganta.

– Myślę, że to nie koniec niespodzianek, spójrz tutaj. – Dziewczyna wskazała ręką na pień. – Wygląda na to, że drzewo można zwiedzić również od środka!

Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i ruszyli w stronę drzwi, które otwarły się przed nimi szeroko zanim zdążyli do nich podejść. W środku panował przyjemny półmrok, który był zasługą płonących na ścianach pochodni oraz świec w przeróżnych kolorach. Oświetlały one stare obrazy wiszące na wysokich ścianach oraz kręte schody, których końca nie dało się dostrzec. Przyjemny zapach żywicy i świec dał im natychmiastowe poczucie odprężenia. Para przyglądała się przez chwilę oświetlonym obrazom. Wszystkie przedstawiały ciekawą perspektywę lasu jakiej ani Rebeka ani Rafał jeszcze nie znali. Były to widoki z lotu ptaka, które ukazywały ukrytą komunikację pomiędzy drzewami oraz różne rośliny namalowane w makro skali, tak jakby artysta używał mikroskopu malując je. Liczne detale układały się w piękne wzory, od których ciężko było oderwać wzrok.

– Teraz czeka nas mordercza wspinaczka do góry – westchnął Rafał.

– Skoro są tu obrazy i schody to znaczy, że są tutaj również ludzie – zauważyła z wielkim zadowoleniem Rebeka.

– Masz rację, chodźmy zobaczyć kto mieszka w tym wielkim drzewie.

Gdy tylko postawili stopy na schodach, te automatycznie zaczęły się kręcić niczym gigantyczne wiertło unosząc ich coraz wyżej.

– To by było na tyle wspinaczki, jeden schodek i po sprawie. – Rebeka mrugnęła okiem do lekko przestraszonego chłopaka.

Po drodze mijali pochodnie, które rozstawione były na całej wysokości drzewa. W końcu schody zatrzymały się na wprost dużej, jasnej sali, w której przy licznych stolikach siedzieli otyli ludzie, jedząc bez opamiętania przeróżne desery. Żaden z nich nawet nie spojrzał na przybyłych właśnie gości. Pomiędzy stolikami kursowały małe, uśmiechnięte istoty, które wzrostem przypominały czteroletnie dzieci, chociaż ich twarze wskazywały na to, że były już dorosłe. Wszyscy byli bardzo bladzi i sprawiali wrażenie najszczęśliwszych istot pod słońcem. Co rusz się sobie kłaniali, pozdrawiali się uprzejmie, tańczyli, śpiewali pomiędzy stolikami, usługując przy okazji ludziom siedzącym przy stołach. Mali kelnerzy, gdy tylko spostrzegli Rebekę i Rafała, nisko się ukłonili i z uśmiechem zaprosili do wspólnej zabawy. Para jednak na początku pragnęła dowiedzieć się, co to jest za dziwne miejsce i czemu ludzie przy stolikach nie zwracają uwagi na nic, oprócz swoich deserów. / / – Oni są bardzo biedni, nie potrafią żyć już normalnie. Zostali zaślepieni przez pragnienie posiadania i jedzenia tych pysznych deserów. Bez tego tracą grunt pod nogami, nie panują nad sobą, robią krzywdę sobie i innym więc usługujemy im z nadzieją, że może kiedyś obudzą się z tego strasznego snu.

Rafał i Rebeka spojrzeli na siebie przerażeni. Nie tak wyobrażali sobie sielskie życie z dala od miasta.

– Czy mieszkają tu również normalni ludzie, tacy jak my? Kim wy jesteście? – spytała zmieszana dziewczyna.

– Niestety nie, wszyscy którzy tutaj trafili nie potrafili oprzeć się tym smakołykom. Każdy ma wolny wybór, może służyć innym albo korzystać z usług. Dziwnym trafem większość ludzi wybiera tę, jak im się wydaje, łatwiejszą drogę. My staramy się żyć każdą chwilą, w zgodzie za sobą i otoczeniem. Niezależnie czy komuś usługujemy, czy biegamy po lesie i poznajemy świat, staramy się czerpać radość z tego co w danej chwili daje nam los. Nie wiem czy wiecie, ale wszystko ma w sobie niezwykłą energię i radość istnienia. Tak po prostu, bez żadnego wydziwiania. – mówił z entuzjazmem maleńki kelner, po czym jego wzrok utknął na siedzących przy stole ludziach – nooooo, prawie wszystko. Oni są tego pozbawieni. – dokończył ze smutkiem.

Widać było, że bardzo zależy im na losie zaślepionych słodyczą ludzi, ale nie wiedzą w jaki sposób mogą im pomóc.

– A czy jest jeszcze trzecia droga? – zapytała nagle Rebeka.

– Trzecia droga? Nie rozumiem – popatrzył na nią zdziwiony malec.

– Są tutaj otyli ludzie, którzy kochają desery ponad wszystko inne, jesteście wy ich słudzy, a czy jest może jeszcze jakaś inna grupa, której tutaj nie widać?

– Już rozumiem! Chciałabyś tutaj przez chwilę pozostać nie dołączając do żadnej grupy! – powiedział z wielkim uśmiechem na ustach kelner.

– W sumie to nie jestem pewna czy chcę tu pozostać – dziewczyna popatrzyła na Rafała, który wbił wzrok w pysznie wyglądający deser lodowy.

– Chętnie bym tego spróbował zanim pójdziemy dalej – odparł mimowolnie oblizując się.

Po chwili siedzieli już przy stoliku delektując się nieziemskim smakiem deseru, jednak widok zaślepionych ludzi skutecznie powstrzymywał ich przed zjedzeniem kolejnej porcji.

– Czy oni wszyscy przybyli z miasta, tak samo jak my? – zapytał Rafał stojącego obok nich, nucącego wesołą piosenkę kelnera.

– Mhm, nie tylko oni, my także przyszliśmy z miasta – odpowiedział zadowolony mały ludzik, a widząc ich zdziwione miny zaczął się śmiać jeszcze bardziej. – Drzewo oszukuje wasze oczy, nie jesteśmy naprawdę tacy jak nas teraz widzicie. Zapraszam was abyście wyszli z nami dzisiaj wieczorem do lasu, tam poznacie naszą prawdziwą naturę, a teraz wyjdźcie sobie na górne konary aby podziwiać las. Tutaj nie czeka na was nic interesującego.

– Jeżeli mogę jeszcze zapytać, dlaczego tutaj siedzicie usługując im i skąd w was taka radość życia? – rzekł Rafał zbierając się do wyjścia.

– My ich pilnujemy żeby się nie przejedli i nie zrobili sobie krzywdy. Dzięki temu, że im usługujemy mamy wpływ na to ile zjedzą, czuwamy, modlimy się za nich, pokazujemy własną postawą, że można żyć inaczej, w wolności i szczęściu. Może to naiwne, ale ciągle mamy nadzieję, że oni to zrozumieją. Wśród nich są nasi bliscy znajomi, nie możemy ich tak po prostu opuścić. – Gdy to mówił biła od niego przejmująca szczerość i troska, a Rebeka i Rafał podczas jego wypowiedzi poczuli dreszcze na całym ciele.

Sytuacja wydawała im się beznadziejna, bez możliwości szczęśliwego zakończenia. Choć kelnerzy wyglądali na szczęśliwe, pełne energii i niezwykłej mocy istoty, to było im ich żal. Imponowali im swoją postawą, ale sami nie chcieli znaleźć się w ich miejscu. Resztę dnia spędzili siedząc na grubym konarze, podziwiając widok całego lasu, rozkoszując się przy tym delikatnym, wilgotnym wiatrem. Wieczorem weszli z powrotem do opustoszałej jadalni, w której czekał na nich zaprzyjaźniony ludzik.

– Przygotowałem wam kolację na wynos – rzucił pokazując triumfalnie torebkę z kanapkami.

Gdy weszli na schody z każdej strony zaczęły dołączać do nich małe istoty, a schody ruszyły ruchem wirowym w dół. Chwilę później stali już wszyscy pod drzewem, a Rafał z Rebeką nie mogli uwierzyć własnym oczom. Maleńkie, blade ludziki zmieniły się nagle w pięknych, wysokich, szczupłych ludzi, którzy cieszyli się niesamowicie witając radośnie świat. Wzbijali się w powietrze w niezwykłej eksplozji życia, przenikając przez rośliny i drzewa. Potrafili raz po raz zamieniać się w barwne iskry, powiew wiatru aby znowu po chwili wrócić do ludzkiej, nie do końca materialnej postaci.

– Teraz już rozumiem. To jest podział na dwa światy, duchowy i materialny. Dusze nie mogą pozostawić swoich materialnych przyjaciół i opiekują się nimi w ciągu dnia i nie zniechęcają się ani nie tracą nadziei. Ludzie nigdy się nie zmienią dopóki nie zobaczą i nie poczują w pełni tej życiodajnej energii, która w nich mieszka – mówiła przejęta Rebeka próbując śledzić zmieniające się co chwilę istoty, które krążyły wokół ogromnego drzewa.

– Chyba, chyba – Rafał jąkał się nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć. W głowie miał totalny mętlik – masz jakiś pomysł jak im to pokazać?

– Och, a wiesz o tym, że my również jesteśmy tacy sami. Jesteśmy połączeniem obu tych światów, a ja dopiero teraz to dostzregłam – roześmiała się dziewczyna i zdradziła mu na ucho swój plan.

Resztę nocy przeleżeli na wielkich liściach obserwując wolny, niczym nieskrępowany taniec najszczęśliwszych istot pod słońcem. Ten widok dał im ogromną dawkę optymizmu oraz wiarę w powodzenie planu. Nazajutrz, wczesnym popołudniem zabrali się za malowanie i pisanie karteczek.

– Musimy jakoś przykuć ich uwagę i skusić do wyjścia z drzewa – mówiła rozgorączkowana Rebeka.

– Spokojnie, jak to nie wypali to wymyślimy coś innego – pocieszał ją Rafał. – Najwyżej siłą powyciągam każdą osobę z pokoju.

– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Na każdej karteczce napisali zaproszenie na wieczorny taniec przy blasku gwiazd i księżyca, pięknie je ozdobili kwiatami tak by zapach również przyciągał uwagę zaślepionych ludzi. Kiedy wszystko było już gotowe, roznosili dyskretnie po jednej karteczce, tak żeby nikt ich nie zobaczył i nie zrobił awantury. Starali się aby wybrana osoba zobaczyła małą zgiętą na pół karteczkę, dlatego wszystkie umieścili w czystych pucharkach, które po kryjomu wynosili z kuchni. Wszystko szło zgodnie z planem i co chwilę widać było jak kolejna osoba podnosi wzrok znad swojego pucharka aby odszukać w tłumie kogoś, kto zostawił pucharek z wiadomością na stoliku. Jednak wszyscy szybko się zniechęcali i po chwili każdy wracał do swojej wcześniejszej, zgarbionej pozycji.

Pod koniec dnia, kiedy desery zostały już zjedzone, a ludzie zaczęli udawać się do swoich pokoi, Rebeka z Rafałem zauważyli z zadowoleniem, że wszyscy biorą ze sobą tajemnicze karteczki rozglądając się na boki. Sekret wyszedł na jaw dopiero na schodach, gdzie znaleźli się nagle wszyscy mieszkańcy drzewa wraz z Rafałem i Rebeką. Dopiero wtedy ludzie zainteresowali się nowymi przybyszami, których obecności wcześniej nie zauważyli.

– Czy to wy zaprosiliście nas na ten tajemniczy taniec? – zapytał pewien zbulwersowany mężczyzna podczas drogi w dół.

– Tak, to my. Chcieliśmy wam coś pokazać – odparła delikatnie Rebeka.

– Pokazać?! Mamy jeździć z tymi sługusami gdzieś do lasu?! To uwłacza naszej godności! – gorączkowała się pewna kobieta.

– Spokojnie, dajcie nam szansę. W każdej chwili będziecie mogli wrócić do swoich pokoi – próbował uspokoić sytuację Rafał.

Okazało się, że ludzie od bardzo dawna nie wychodzili z drzewa, a kiedy wychodzili to bez swoich służących, których uważali za coś gorszego. Po przekroczeniu drzwi wielkiego drzewa wszyscy się zmienili, kelnerzy w piękne, mieniące się duchowe istoty, a ludzie przybierali własne kształty. Już nie byli tacy otyli i mogli się swobodnie poruszać, a widok niezwykłych istot tańczących z radością i gracją oszołomił ich.

– Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego – rzekła ta sama kobieta, która wcześniej gorączkowała się na schodach.

– A szkoda, bo to są wasze dusze, które każdego dnia o was walczą – powiedziała ze smutkiem Rebeka.

Nagle wszystkie tańczące istoty wylądowały na ziemi, każda przed swoim przyjacielem i ukłoniły się nisko. Później wyciągnęły delikatnie ręce jakby zapraszały partnera do tańca. Ludzie ze łzami w oczach drżącymi rękami próbowali chwycić piękne istoty przed nimi. Tak zaczęła się pierwsza lekcja tańca materii z duszą, która trwa do dnia dzisiejszego. Ludzie przestali ślepo wpatrywać się w swoje puchary, w jadalni słychać było śmiech i rozmowy, a czasami nawet ktoś podarował bliskiej osobie swój własny, jedyny w tym dniu pucharek.


EM