Historia trzech planet

Historia trzech planet

Zajawka

"Po krótkiej konwersacji dzieci zorientowały się, że uczestniczą w niezwykłej rozmowie międzyplanetarnej, a wspólne marzenie zainspirowało je do działania. Patryk i Maja umówili się, że codziennie będę przeprowadzać jeden eksperyment, po czym wspólnie będą zastanawiać się nad rezultatami doświadczeń."

Historia trzech planet
Muzyka do czytania

Trzy małe planety Semia, Julam i Romi krążyły obok siebie na pobliskich orbitach wokół ogromnej gwiazdy. Wszystkie były zamieszkałe przez zaawansowaną cywilizację ludzi, którzy bez problemu przemieszczali się na statkach pomiędzy nimi. Na każdej z planet rządy sprawowała wysoka rada, wybierana co kilka lat przez większość społeczeństwa, a jej reprezentanci wchodzili w skład sojuszu trzech zaprzyjaźnionych ze sobą wspólnot.

Szybki rozwój technologiczny, odbywał się wysokim kosztem ogromnych zniszczeń ekosystemu oraz utratą życia istot zamieszkujących globy. Postępujący dobrobyt przesłaniał ogrom zniszczeń, do czasu kiedy mieszkańcy stanęli w obliczu nieuchronnej zagłady. Alarmujące wyniki badań i skala dewastacji, skłoniła przywódców do zawarcia paktu. Skupiał on ogromne ilości środków oraz najwybitniejszych naukowców na projekcie ratowania środowiska. Prace przebiegały niezwykle sprawnie, a współpraca pomiędzy zespołami z różnych planet układała się bardzo pomyślnie. Wszyscy z oddaniem pracowali aby uratować swój świat przed zbliżającą się katastrofą. Atmosfery planet przestawały pełnić swoje funkcje, ponieważ bariera ochronna powoli zanikała. Przebywanie pod gołym niebem stało się niemożliwe, a woda zaczęła powoli ulatniać się z atmosfery w beskresną przestrzeń zamiast powracać na powierzchnię w postaci deszczu i śniegu. Mieszkańcy z nadzieją obserwowali wysiłki swoich naukowych przedstawicieli, którzy po kilku miesiącach wytężonych prac stworzyli materiał zapobiegający degradacji atmosfery. Miał on nie tylko chronić planetę przed nadmiernym promieniowaniem, ale również powoli oczyszczać powietrze i wodę w chmurach z toksyn, wyrzucając szkodliwe substancje w eter. Warunkiem odpowiedniego działania osłony było ciągłe zmniejszanie emisji substancji trujących.

Przedstawiciele Semii, Julami i Romi zgodzili się na takie rozwiązanie postanawiając aby wspólnymi siłami otoczyć trzy planety cudownym, nowym wynalazkiem. Nikt nie przewidział tego, że małe globy otoczone bańkami ochronnymi, zaczną się powoli do siebie zbliżać aby w końcu złączyć się tworząc razem wielki, wirujący, kosmiczny tercet.

Zmienił się rytm dni i nocy oraz pór roku, ale przyroda dość szybko potrafiła zaprzyjaźnić się z nowym astronomicznym ładem nie czując na sobie jarzma palących promieni. Naturalny obieg wody powrócił do normy i życie na planetach rozkwitało powoli na nowo. Wszyscy mieszkańcy musieli nadal dbać o przyrodę i nie zaśmiecać jej toksycznymi odpadkami, a cudowna bańka ochronna powoli filtrowała zalegające zanieczyszczenia.

Ład trwał do czasu, kiedy to na planecie Romi społeczność wybrała nowych członków rady, którzy byli zwolennikami powrotu do dobrobytu za wszelką cenę. Zapomnieli już czasy, gdy życie na ich planecie było zagrożone, a ich zaufanie do otaczającej osłony przewyższało znacznie jej możliwości. Chęć szybkiego i dużego zysku okazała się większa od budowania przyjaźni we wspólnocie trzech planet. Przedstawiciel rady z planety Romi oficjalnie wystąpił z przymierza zawartego przez trzy społeczeństwa. Wszystkie zamknięte niegdyś elektrownie i fabryki ruszyły znowu pełną parą do pracy napawając zgrozą mieszkańców przytulonych do nich planet. Okazało się, że fizyczne połączenie barier ochronnych powoduje przedostawanie się toksyn z jednej planety na drugą. Pomimo ogromnego sprzeciwu społeczności Semii i Julam, Romianie nie zaprzestali swoich działań.

W obliczu tak wielkich zmian nastąpił nowy podział społeczeństw, które przestały sobie ufać. Na planecie Romi zamieszkało najwięcej ludzi, podążających za rozwojem technologicznym za wszelką cenę i wszechobecnym dobrobytem. Utrzymywali stanowisko, że trzy bariery ochronne doskonale poradzą sobie z oczyszczeniem powietrza i wody, nie szanując woli i ciężkiej pracy mieszkańców pobliskich globów.

Na Semii zebrała się mała społeczność naukowców i odkrywców, którzy pragnęli zrozumieć naturę świata, studiując jego budowę i prawa przyrody. Dążyli do tego aby zmodyfikować osłonę swojej planety tak by oddzielić się od coraz bardziej toksycznej Romi. Ich zamiłowaniem i największą pasją były kryształy, a skomplikowane maszyny i pojazdy konstruowane przez nich były imponujące. Mieszkał tam wraz ze swoją rodziną mały Patryk, którego dziadek był sławnym naukowcem biorącym udział w odkryciu kosmicznej bariery.

Na planetę Julami przybyli miłośnicy przyrody, dobrego jedzenia i ogrodnictwa. Wszyscy kochali i cenili naturę czerpiąc z niej mądrość i wiedzę. To tam mieszkała Maja wraz z rodzicami, którzy za własne oszczędności kupili skrawek materiału będącego budulcem płaszcza ochronnego planety. Wielu mieszkańców na własną rękę badało cudowny materiał, w nadziei, że może uda się go zmodyfikować i ulepszyć. Taką nadzieję mieli również Patryk oraz Maja patrząc codziennie na delikatną strukturę lśniąco, przeźroczystej, sztucznej powłoki.

Dzieciaki uwielbiały przesiadywać nocą pod rozgwieżdżonym niebem, Patryk ze swoją kryształową lampką, a Maja z unikatowym, jaśniejącym w ciemności kwiatem paproci. Marzyli we dwójkę o zatrzymaniu czarnej chmury, która powoli zaczynała im przesłaniać nocny krajobraz kosmosu. Pewnej nocy, kiedy tak siedzieli niemal naprzeciw siebie, oddaleni zaledwie o parę świetlnych sekund, ich myśli spotkały się.

– A gdyby tak spróbować po odrobinie łączyć materiał osłony z różnymi kryształami? – myślał sobie Patryk.

– Z kryształami? – zdziwiła się Maja słysząc w głowie dziwną myśl.

– To chyba jasne, że z kryształami, a z czym innym można ją połączyć? – zapytał zdezorientowany chłopczyk.

– Jak to z czym? Z pyłkiem kwiatów, z syropem z roślin lub z mieszanką ziół – odparła bez namysłu Maja.

Patryk zamarł na chwilę. Dotarło do niego, że tym razem nie rozmawiał sam ze sobą, ponieważ nigdy czegoś takiego sam by nie wymyślił.

– Kim jesteś? – spytał zdezorientowany Patryk.

– Mam na imię Maja i mam siedem lat, a ty? – odpowiedziała zdziwiona dziewczynka.

– Ja również mam siedem lat i mam na imię Patryk – powiedział w myślach już bardziej ośmielony chłopczyk.

Po krótkiej konwersacji dzieci zorientowały się, że uczestniczą w niezwykłej rozmowie międzyplanetarnej, a wspólne marzenie zainspirowało je do działania. Patryk i Maja umówili się, że codziennie będę przeprowadzać jeden eksperyment, po czym wspólnie będą się zastanawiać nad rezultatami doświadczeń. W tym celu oderwali po maleńkim skrawku osłony i potajemnie, tak żeby nikt się nie zorientował, próbowali ją udoskonalić.

– Chyba gdzieś popełniamy błąd, bo od kilku dni nic się nie dzieje, nie widać żadnych efektów – niecierpliwiła się Maja.

– Spokojnie, musimy być cierpliwi, najwyraźniej zaczęliśmy od niewłaściwych substancji. Pamiętaj, że pyłek albo płyn, który mieszasz z próbką, powinien przez chwilę na niej pozostać aby widoczne były jakiekolwiek zmiany składu.

– Tak wiem, nie musisz mi o tym przypominać, ale wiesz co? Jutro użyję unikatowego i najdroższego pyłku na mojej planecie.

– Naprawdę? To ja też tak zrobię, wezmę jutro odrobinę najcenniejszego minerału. Tylko wiesz o tym, że będzie problem jeżeli okażą się skuteczne? Skąd my je wtedy weźmiemy? – martwił się na zapas Patryk.

Nazajutrz z mocno bijącymi sercami przystąpili do eksperymentu, każdy w swoim małym pokoiku, drżącymi rękami, niósł maleńkie pudełeczko z bardzo cenną zawartością. Maja posypała materiał odrobiną pyłku, który zebrała ze swojego ulubionego i najcenniejszego kwiatu magicznej, świecącej paproci. Efekt był zadziwiający, ponieważ pyłek po zetknięciu z kawałkiem osłony zaczął się w niego wtapiać emitując przy tym maleńkie jasne iskierki światła. Dziewczynka obserwowała to zjawisko z szeroko otwartą buzią, po czym natychmiast zabrała swoją próbkę do badania w laboratorium rodziców, którzy również pasjonowali się budową materii. Rezultaty eksperymentu wskazywały tylko na częściowy sukces. Okazało się, że zmieniona próbka osłony zablokowała przejście trujących substancji, ale niestety jest zbyt słaba aby nadal pełnić funkcję płaszcza. Materiał bardzo szybko uległby rozerwaniu pozbawiając mieszkańców ochrony.

„Teraz trzeba znaleźć substancję, która będzie w stanie wzmocnić osłonę” pomyślała z nadzieją Maja.

Tymczasem na sąsiedniej planecie Patryk posypał próbkę odrobinką diamentowego proszku. Ten uderzając w materiał osłony wydawał dźwięk, tak jakby ktoś delikatnie poruszał maleńkim dzwoneczkiem, po czym wtapiał się w strukturę osłony. Podekscytowany chłopczyk pobiegł od razu do starego laboratorium swojego dziadka aby zbadać nowo powstały materiał. Wieczorem usiadł pod rozgwieżdżonym niebem ze swoją kryształową lampką w kształcie słonia i z szerokim uśmiechem rozpoczął międzyplanetarną rozmowę.

– Dzień dobry Maju! Mam dzisiaj dla ciebie dobrą wiadomość.

– Udało ci się? Opowiadaj! – ucieszyła się Maja.

– Może nie do końca się udało, ale coś zaczęło się dziać! Pod wpływem diamentowego proszku osłona zrobiła się bardziej trwała. Można wręcz powiedzieć, że zyskała idealną budowę. – Patryk pochwalił się swoim osiągnięciem.

– Naprawdę? A mój pyłek spowodował, że osłona stała się nieprzepuszczalna dla toksyn z zewnątrz. Działa tylko w jednym kierunku, filtrując toksyny na zewnątrz! – wykrzyczała Maja ciesząc się z obiecujących wyników.

– O rany! Czyli jakbyśmy połączyli siły to powinno nam się udać! Moglibyśmy odciąć nasze planety od wdzierającej się do nas czarnej chmury nie niszcząc przy tym osłony! – ucieszył się Patryk, ale po chwili zamarł.

– Tylko jak to zrobić? Na mojej planecie nie ma kwitnących paproci, a czy na twojej znajdują się diamenty?

– Nie, nigdy nie słyszałam o czymś takim – zmartwiła się dziewczynka – Musimy się spotkać, nie ma innego wyjścia.

– Hmmmm, mam pewien plan – oznajmił zamyślony Patryk – słyszymy się jutro o tej samej porze. Muszę pędzić, paaaaaa!

– Patryk, poczekaj! Powiedz mi co wymyśliłeś! – prosiła na próżno Maja.

Chłopczyk był już tak pochłonięty planem, że nawet nie usłyszał jej prośby. Udał się prosto do domu dziadka z nadzieją, że ten jeszcze nie śpi. Chłopczyk był już tak pochłonięty swoim planem, że nawet nie słyszał jej prośby. Udał się prosto do domu dziadka z nadzieją, że ten jeszcze nie śpi.

– Co się stało? Czemu tak późno do mnie przyszedłeś? Z domu cię wyrzucili czy co? – zdziwił się dziadek naukowiec.

Gdy tylko wnuk opowiedział mu o swoich wyjątkowych, kosmicznych rozmowach i wynikach eksperymentów, od razu w oczach starca pojawił się dawny blask odkrywcy. Do tej pory wiek, stracona nadzieja i brak świeżych pomysłów skutecznie blokowały jego naukowy zapał i chęć udoskonalenia własnego dzieła. Teraz rozwiązanie, być może samo, zapukało do jego drzwi. Trzeba było tylko wyciągnąć do niego rękę.

– Pomożesz nam dziadku? Polecimy razem na wakacje, na planetę pełną zieleni? – spytał z nadzieją w głosie Patryk mrugając do dziadka porozumiewawczo.

– Rozumiem, to będzie nasza słodka tajemnica. Biegnij do domu spakować się i powiedz rodzicom, że dziadek zabiera cię jutro na wakacje!

– Jutro? Ale ja jutro jestem umówiony z Mają na rozmowę. Nie mam pojęcia gdzie ona mieszka – przeraził się Patryk.

– Spokojnie mój drogi, myśli są przekazywane za pomocą fal, im mniejsza odległość i mniej zakłóceń, tym lepiej będziecie się słyszeć. Gwarantuję ci, że jak dolecimy na planetę Julami to bez problemu się z nią skontaktujesz. Wiesz, mój międzyplanetarny motor jest już dość przestarzały i będziemy potrzebowali całego dnia żeby tam dolecieć, hihi – cieszył się staruszek na samą myśl o przygodzie i nowych naukowych odkryciach.

Patryk słysząc to pobiegł czym prędzej do domu aby poinformować rodziców o krótkich wakacjach i spakować kilka rzeczy na drogę. Zdziwieni rodzice ucieszyli się, że dziadek nagle odzyskał chęć do zwiedzania świata, ponieważ od czasu zerwania umowy przez rządzących planetą Romi, był bardzo przygnębiony i zawiedziony rezultatem swojej pracy. Kiedyś myślał, że gdy życie na trzech planetach zostanie uratowane i ludzie nie popełnią już tego samego błędu. Niestety mylił się, a wszelki entuzjazm oraz zapał do dalszych prac badawczych ulotnił się bezpowrotnie. Chęć ruszenia z miejsca wydawała się być dobrym znakiem.

– Opiekuj się dziadkiem na wycieczce i pilnuj żeby nie narobił naukowych głupot. Mam przeczucie, że wymyślił coś nowego. Inaczej nie wybierałby się taki kawał drogi na Julami – przestrzegała Patryka mama pakując mu na drogę torbę pełną różnych smakołyków – To wam umili długą podróż – uśmiechnęła się łagodnie i pocałowała syna na pożegnanie.

Patryk przyszedł do dziadka tuż po wschodzie słońca. Zastał go w garażu majsterkującego przy swoim kosmicznym wehikule. Starzec zobaczył go kątem oka, uśmiechnął się i powiedział.

– Dostałem go od mojego ojca i ma już grubo ponad sześćdziesiąt lat, ale silnik pracuje bez najmniejszych zarzutów. Powinniśmy na nim bezpiecznie dotrzeć do celu.

– Dziadkuuuu? A czy ty masz może trochę sproszkowanego diamentu? – zapytał zmartwiony chłopczyk wywołując u dziadka napad niepohamowanego śmiechu.

– Udało ci się zaaranżować podróż na inną planetę, a zapomniałeś o najważniejszym elemencie?

– Mam go tylko odrobinę, a jeżeli okaże się, że to zadziała to będziemy musieli zostawić Mai pół kilograma proszku żeby zmienić strukturę całej osłony wokół jej planety. Już to wszystko policzyłem dziadku. Spędziłem w twoim laboratorium całą noc.

Dziadek przestał się śmiać. Był pod ogromnym wrażeniem mądrości swojego wnuka.

– Zaimponowałeś mi mój drogi. Czyli w sumie potrzebujemy kilogram diamentu na dwie planety?

– Tak. Nasza planeta jest trochę mniejsza, ale nieznacznie więc można śmiało powiedzieć, że potrzebujemy około kilograma proszku diamentowego – odparł zrezygnowany chłopczyk.

Wiedział, że diament jest drogim kruszcem i nigdy nie uda mu się uzbierać potrzebnych pieniędzy.

– Głowa do góry mój drogi! Twój dziadek należał niegdyś do elitarnej grupy naukowców. Mogłem brać z laboratorium przeróżne materiały do badań. Żałuję, że wcześniej nie pokazałem ci mojej kolekcji na strychu. Chodź za mną! – mówił z przejęciem staruszek, a jego oczy świeciły dawnym blaskiem odkrywcy.

Kiedy otworzył drzwi na strych, ze środka wydobyły się różnobarwne strugi delikatnego światła.

– To tutaj powstała twoja magiczna, świecąca lampka nocna – uśmiechnął się z dumą, a chłopczyk nie mógł uwierzyć własnym oczom.

Na licznych regałach, stołach i dywanach stały przeróżne kawałki mieniących się w oczach minerałów. Jedne świeciły mocno, jaskrawym światłem, wydobywając przy tym piękno stojących obok, wyszlifowanych kruszców. Inne świeciły delikatnym, ledwo widocznym światłem, pokazując tylko własną nieskazitelność.

– I co ty na to? – zapytał z dumą starzec.

– Brakuje mi słów dziadku i aż boję się zapytać co ukrywasz w piwnicy – stwierdził wnuczek.

– Och, mój drogi, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że sam postanowiłeś naprawić świat. Nawet nie wiesz jaki jestem z ciebie dumny! A w piwnicy mam tylko kolekcję dżemów i kiszonych ogórków, które zrobiła dla nas babcia – zakończył dziadek z szerokim uśmiechem i ruszył w kierunku zamkniętej szafy.

Za drzwiami ukryte były różnej wielkości szmaciane woreczki.

– Tutaj przechowujesz mineralne proszki?

– Mhm – mruknął dziadek nucąc pod nosem starą, ulubioną piosenkę. – Mam cię! Oto mój drogocenny woreczek sproszkowanego diamentu. Jest go tylko pół kilograma, jeżeli zadziała to po powrocie będziemy się martwić jak zdobyć drugą połówkę, dobrze? – powiedział zadowolony dziadek.

– Dobrze, myślę że musimy już ruszać żeby jeszcze przed nocą odnaleźć Maję na Julami.

– Racja, racja, szkoda czasu! – starzec skierował się żwawym krokiem do garażu.

W jego wnętrzu znajdował się lśniący, kosmiczny motor z jedną dużą kapsułą na grzbiecie. Jej wielkość pozwalała na wygodne podróżowanie dwóch osób. Patryk wraz z dziadkiem rozgościli się w środku, wybrali współrzędne i wcisnęli duży, fioletowy przycisk, który uruchamił silnik odrzutowy. Przed nimi pojawiła się połyskująca, żółta kula falująca na wszystkie strony.

– Wszystko działa! Widzę, że tunel jest już gotowy. Możemy ruszać! – wykrzyczał dziadek chcąc zagłuszyć głośny warkot silnika.

– Trochę się boję, co to za żółta kula i czy musimy przez nią przejeżdżać?

– Nie ma powodu do strachu, to jest taka nasza mała wyrzutnia, która wypchnie nas w kierunku drugiej planety i skieruje na odpowiedni tor lotu. Zbudował ją mój tata, czyli Twój pradziadek i jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.

Patryk spojrzał przenikliwie na dziadka, jakby z lekkim niedowierzaniem. Po chwili jednak uśmiechnął się pokonując w sobie lęk.

– Skoro zbudował to mój pradziadek to nie ma na co czekać. Ruszajmy!

Staruszek, pogładził swoją siwą brodę tak jakby ten gest miał wywołać dawne wspomnienia procedury startowej. Wypowiedział pod nosem kilka niezrozumiałych słów brzmiących jak tajny kod, a następnie wcisnął jednocześnie kilka guzików znajdujących się na szerokiej kierownicy. Silnik dziko zawył i wykonał skok w przód, prosto w paszczę żółtej kuli, która w oka mgnieniu wystrzeliła pojazd niczym pocisk w kierunku Julami. Początkowe przeciążenie wgniotło ich w fotele pozbawiając możliwości ruchu. Jednak po chwili mogli już swobodnie poruszać się po całej kapsule.

– Nie był to przyjemny start, a co przewiduje lądowanie? – zapytał Patryk ze strachem w oczach.

– Lądowanie to pikuś, brawurowy skok kaskaderski z wysokości 10 kilometrów na cztery łapy – odparł z poważną miną dziadek.

– Ale ja się pytam na serio!

– Tak wiem, każdy chce od razu wszystko wiedzieć, nie ma już miejsca na zaufanie i zaskoczenie – westchnął ze smutkiem staruszek.

Patryk bardzo się zdziwił słysząc te słowa. Kiedy się jednak nad nimi zastanowił to stwierdził, że rzeczywiście jest w tym dużo racji. Tylko dlaczego tak było? Starzec odpowiedział na to pytanie jakby umiał czytać w myślach wnuka.

– Zerwanie najważniejszej umowy międzyplanetarnej spowodowało ogromny rozłam społeczny powodując przy tym wielkie poczucie zagrożenia wśród ludzi. Trudno się temu dziwić mój drogi, skoro większość wybrała drogę łatwego, szybkiego bogactwa nie patrząc dalej niż na czubek własnego nosa.

– Ale są też tacy, którzy poświęcają całe życie aby ratować to co zniszczone i tworzyć nowe wspaniałe rzeczy studiując naturę tego świata – odparł Patryk broniąc niewielkich społeczności na Julami i Semii.

Dziadek spojrzał z uśmiechem na wnuka.

– Mam nadzieję, że wasz eksperyment zadziała, myślę że wówczas ludzie ponownie zaczną uczyć się zaufania do siebie nawzajem.

Kosmiczny motor mknął przez warstwy atmosfery wprost do kolejnej, żółtej, skrzącej się kuli, która miała przenieść ich na drugą stronę bariery. Gdy znaleźli się w pobliżu, zobaczyli z bliska jak wielkie zniszczenia zostały już wyrządzone na jej powierzchni. Nikt jednak nie odważył się tego komentować. Postanowili umilić sobie czas grą w warcaby i degustacją smakołyków.

Do sąsiedniej planety dotarli gdy robiło się już ciemno. – Spróbuję nawiązać kontakt z Mają. Z tego co widzę to nie ma zbyt wielu mieszkańców, a każdy z nich ma tak piękny ogród, że chciałbym je od razu wszystkie zwiedzić – mówił z przejęciem chłopczyk patrząc na kolorowy krajobraz.

– Zwiedzanie zostawmy sobie na później, najpierw musimy przeprowadzić eksperyment. – Dziadkek przebierał nogami w miejscu, na myśl o kolejnym doświadczeniu naukowym.
\
Część 2

Chłopczyk zamknął oczy, tak żeby nic nie rozpraszało jego uwagi i rozpoczął, tak jak to robił co wieczór, kolejną rozmowę z Mają. Zaskoczona i szczęśliwa dziewczynka widząc stary kosmiczny motor na niebie, nadmuchała balonik, przymocowała do niego lampkę i posłała ją do góry. Po chwili gościła już w swoim pięknym ogrodzie przybyszów z innej planety.

– Cześć Maju! Jak dobrze cię w końcu zobaczyć i móc porozmawiać, no wiesz, tak normalnie – roześmiał się Patryk.

– Oj tak, te rozmowy w myślach były dosyć dziwne. Trzeba było się nieźle pilnować żeby nie pomyśleć sobie czegoś głupiego – w tym momencie wszyscy razem zaczęli się głośno śmiać.

– Na waszym miejscu nadal uważałbym na swoje myśli – śmiał się dziadek, ale po chwili opamiętał się i szybko zmienił temat – a gdzie młoda damo trzymasz próbkę swojego materiału?

– Ah tak, już was zabiorę do naszego laboratorium. Pewnie nie jest tak nowoczesne jak pana, ale myślę, że wystarczające dla naszych potrzeb. To dla mnie wielki zaszczyt móc pracować z naukowcem, który odkrył materiał chroniący atmosferę ratując nam życie – powiedziała szczerze Maja wywołując lekkie wypieki na twarzy mężczuzny.

– To był mój obowiązek drogie dziecko i codziennie dziękuję za to Bogu, że nam się udało – odparł najskromniej jak tylko potrafił.

Nigdy nie lubił robić z siebie bohatera ani przypisywać sobie ogromnych zasług. Była to dla niego zwykła praca taka jak każda inna, którą należy po prostu dobrze wykonać. Laboratorium mieściło się w małym, osobnym budynku za domem Mai. Dziadek nie wytrzymał i od razu pierwszy przylgnął do mikroskopu badając skrupulatnie każdy, najmniejszy skrawek materiału. Pod nosem mówił do siebie co chwilę.

– Bardzo ciekawe! Niebywałe!

Dopiero gdy przestudiował już całą strukturę odwrócił się do dzieci z uśmiechem.

– Wygląda to wszystko bardzo obiecująco. Pytanie czy masz jeszcze jedną czystą próbkę osłony i trochę magicznego pyłku, którego użyłaś?

– Tak, zaraz wszystko przyniosę – dziewczynka popędziła ile sił w nogach do domu. Po chwili wróciła z uśmiechem podając mu wszystko o co poprosił.

– Nie, to moi kochani jest wasze dzieło i to wy teraz macie szansę przeprowadzić wasz wspólny eksperyment – staruszek cofnął ręce, chociaż tak bardzo chciał wszystko zrobić sam.

W głębi serca czuł, że powinien pozostawić to dzieciom.

Patryk z Mają uśmiechnęli się do siebie.

– Myślę, że najpierw musimy zmieszać nasze dwa proszki, a później dopiero posypać materiał tą mieszanką – zaproponował Patryk.

– Zgadzam się! Podzielmy się zadaniami, ja pomieszam proszki, a ty posypiesz nimi osłonę – zasugerowała Maja.

– W takim razie do dzieła! – krzyknął dziadek przebierając niecierpliwie nogami.

Dziewczynka przyniosła małą żeliwną miseczkę, do której ostrożnie wsypała szczyptę pyłku kwiatowego oraz szczyptę sproszkowanego diamentu. Wszyscy z zapartym tchem obserwowali czy przypadkiem drobinki nie zaczną ze sobą reagować w misce. Maja wymieszała je bardzo delikatnie za pomocą małej drewnianej łyżeczki i z dumną miną podała Patrykowi.

– Teraz twoja kolej.

Chłopczyk bez wahania wziął do ręki żeliwną misę, zanurzył w niej rękę, wziął szczyptę mieszanki, po czym zaczął najdokładniej jak tylko potrafił posypywać powierzchnię materiału. Efekt był zadziwiający, ponieważ nałożyły się na siebie dwa zjawiska, dźwiękowe i świetlne dając mały popis zdolności natury trzem zdumionym widzom.

– Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem, a uwierzcie mi, przeprowadziłem w swoim życiu tysiące różnych eksperymentów. To było takie delikatne i subtelne, żadnej gwałtowności, jakby te substancje zostały dla siebie stworzone – stwierdził ze łzami w oczach dziadek Patryka.

– Teraz chodźmy zobaczyć na rezultaty pod mikroskopem. Tym razem zostawimy to w twoich rękach dziadku. Tutaj nie może być mowy o żadnej pomyłce – Patryk zwrócił się do niego chcąc jak najszybciej poznać wyniki eksperymentu.

– Dobrze, zabieram się do pracy, a wy idźcie sobie odpocząć.

– Jeżeli to zadziała to czy przywieziecie mi ten błyszczący proszek z waszej planety? – spytała niepewnie dziewczynka.

– Już o tym pomyśleliśmy Maju, mamy dla ciebie cały woreczek pyłu diamentowego – uśmiechnął się Patryk.

– To cudownie! Chodź ze mną Patryk, muszę ci coś pokazać – Maja wybiegła z laboratorium, chwyciła lampkę nocną i poprowadziła swojego gościa do wielkiej groty znajdującej się u podnóża pobliskiej góry.

– Odkryłam to miejsce całkiem niedawno i nikomu go jeszcze nie pokazałam – szepnęła przed wejściem Maja.

Patryk szedł powoli za dziewczynką zdziwiony tym, że w grocie panował półmrok, chociaż jak dotąd nie mógł dostrzec żadnego źródła światła, a w powietrzu unosiła się przyjemna, słodka woń. Wąski korytarz doprowadził ich wprost do jasnej komnaty wypełnionej licznymi kwitnącymi na biało, magicznymi paprociami.

– To są jedyne kwiaty, które potrafią rosnąć i kwitnąć w ciemności emitując przy tym delikatne, białe światło. Ich pyłek jest bardzo cenny, a ja mam go zaledwie szczyptę – oznajmiła Maja.

– W takim razie nie ma na co czekać, musimy go pozbierać! – zapalił się Patryk – tylkoooo nie wiem jak to zrobić żeby nie uszkodzić kwiatów – zmartwił się po chwili – nauczysz mnie?

Maja uśmiechnęła się, ściągnęła plecak. Ze środka wyciągnęła klatkę, w której siedziały dwa olbrzymie motyle, jeden błękitny z dwoma żółtymi kropkami, a drugi zielony z pomarańczowymi łezkami. Wyglądały niezwykle dostojnie i sprawiały wrażenie istot z innego świata.

– To są moi przyjaciele, którzy zawsze pomagają mi zbierać pyłek. Gdybym sama go zbierała, uszkodziłabym kwiat i paproć nie zaowocowałaby, a to mogłoby oznaczać zgubę dla tego bardzo rzadkiego gatunku. Każde kwiat jest na wagę złota.

Dziewczynka wypuściła motyle z klatki i ustawiła przed nią dwie miseczki, jedną pustą na pyłek a drugą wypełnioną po brzegi lepkim, słodkim nektarem. – Domyślam się, że to jest nagroda za dobrze wykonaną pracę. Tylko jak ty to robisz, że one chcą wracać do tej klatki? – zastanawiał się Patryk, który był pod wielkim wrażeniem zaradności swojej małej koleżanki.

– To nie są moi więźniowie tylko przyjaciele. Wypuszczam ich na wolność kiedy tylko chcą, a klatkę traktujemy bardziej jako przenośny dom, który chroni je przed niebezpieczeństwem. Wiesz? Im również bardzo zależy na ochronie tych kwiatów. Chodź, usiądziemy sobie tutaj i będziemy razem podziwiać jak tańczą zbierając pyłek. – Maja rozłożyła mały kocyk wśród paproci.

– Bardzo podoba mi się twoja planeta, tyle tu różnorodnych roślin i zwierząt. Na mojej jest dużo więcej skał, różnokolorowych kryształów, a drzewa i rośliny pojawiają się tylko w wyznaczonych miejscach. Nasze zwierzęta również wyglądają zupełnie inaczej. Posiadają kolorowe pancerze, których kształty przypominają niektóre kryształy. Nasze motyle są dużo mniejsze i uwielbiają przesiadywać na drzewach, z których spijają nektar. Wyglądają wówczas jak przepiękne kwiaty. Nasze ogrody ozdobione są rzeźbami z przeróżnych kryształów, a drzewa posiadają nieliczni.

– Bardzo chciałabym to zobaczyć. Może kiedyś zabierzesz mnie tam na krótką wycieczkę? – zaproponowała Maja.

– Oczywiście! Ja również chętnie przylecę na twoją planetę na dłużej aby lepiej ją poznać. Moglibyśmy się sporo od siebie nauczyć. - Chłopczyk rozmarzył się na chwilę, ale myśli o ratowaniu planet szybko skierowały rozmowę na inne tory. - A czy zastanawiałaś się już nad tym jak dostarczyć mieszankę proszków do atmosfery? – Patryk szybko zmienił temat widząc jak dwa motyle sprawnie zapełniają miskę pyłkiem z świecących kwiatów.

– Tak, myślałam – dziewczynka na chwilę posmutniała – to zadanie mnie trochę przerasta. Może z pomocą twojego dziadka i jego kosmicznego pojazdu nam się uda? – zapytała z nadzieją w głosie.

– Pewnie tak byłoby najprościej, ale ja chciałbym to zrobić sam. Spójrz na te motyle, jak wiele radości sprawia im zbieranie tego pyłku, myślę że czułbym się podobnie gdybym sam znalazł sposób na dostarczenie proszku do osłony – rozmarzył się Patryk.

Gdy motyle to usłyszały, podleciały do niego, usiadły mu na kolanach i zaproponowały.

– Pomyśl o sile wiatru i o zabawach z jego udziałem, może uda ci się znaleźć to czego szukasz?

– Dziękuję – wydukał zaskoczony Patryk.

Nie sądził, że motyle potrafią mówić, a do tego podsunęły im naprawdę ciekawy pomysł. Dzieci myśląc o zabawach z wiatrem zasnęły na kocyku, a motyle w ciągu całej nocy uzbierały dwie, pełne miseczki pyłku, dokładnie tyle ile potrzebowali.

Rano, kiedy tylko się obudzili, pobiegli do laboratorium aby poznać wyniki eksperymentu. Zastali dziadka śpiącego w fotelu pod tablicą, na której widniał czerwony napis „SUKCES! Proszę, nie budźcie mnie!”. Uradowane dzieci wybiegły na łąkę aby przekazać motylom szczęśliwą nowinę.

– Co wymyśliłeś podczas snu? – zapytała Maja.

– To moja tajemnica. Najpierw muszę to wszystko dokładnie przemyśleć i zaplanować. Nie możemy sobie pozwolić na stratę tej cennej mieszanki więc opowiem ci o tym dopiero wtedy, jak już wszystko będzie gotowe. – Patryk odpowiedział z bardzo poważną miną, a błysk w oczach zdradzał, że chłopczyk miał już w głowie wizje spektaklu, który planował urządzić.

– Zgoda! Dajmy sobie trochę czasu na dopracowanie naszych pomysłów – zaproponowała Maja.

– Dobrze, umówmy się za cztery dni wieczorem, gdy słońce zajdzie już nad naszymi domami. Zdradzimy sobie nasze plany i rozpoczniemy podniebny pokaz – zgodził się Patryk i dzieci czym prędzej wróciły do laboratorium.

Dziadek przedstawił im swoje wyniki badań, które wskazywały, że osłona będzie zatrzymywać wszelkie toksyny przenikające do nich z Romii, a materiał stanie się jeszcze bardziej wytrzymały. Wszyscy byli bardzo podekscytowani odkryciem i chcieli jak najszybciej zabrać się do pracy aby odciąć dwa globy od czarnej chmury, która przenika do ich atmosfery. Patryk z dziadkiem zapakowali pyłek do torby i ruszyli w podróż powrotną do domu. Nazajutrz starzec miał za zadanie skruszyć w drobny pył spory kamień diamentu, a Patryk oraz Maja w tym czasie opracowywali metody sprawnego latania różnymi przedmiotami na wietrze. Po czterech dniach ciężkiej pracy byli gotowi do wykonania najważniejszego dzieła ich życia. Patryk wspiął się na najwyższy szczyt w okolicy w towarzystwie przyjemnego, chłodnego wiatru.

Na planecie obok Maja szykowała się do startu starym balonem swojej babci, a na pokładzie znajdowała się para motyli, która również w pocie czoła pracowała przez ostatnie dwa dni pomagając dziewczynce przygotować wielki kosz wypełniony dmuchawcami. Dzieci w myślach przekazały sobie sygnał do rozpoczęcia wielkiego przedstawienia.

Patryk stojąc na najwyższej górze planety Sulami zanurzył w wiadrze z gęstą cieczą wielkie oczko i z pomocą wiatru zaczął wypuszczać w powietrze ogromne bańki mydlane. Wiatr wzbijał je w powietrze coraz wyżej i wyżej, aż do materiału bariery. Tam rozbijały się wydając przy tym delikatny odgłos dzwonków oraz skrząc się tysiącami maleńkich iskierek. Wszyscy mieszkańcy wyszli ze swoich domów aby podziwiać to niespotykane dotąd zjawisko, nie wiedząc co dzieje się z materiałem bariery.

W tym samym momencie na Julami, Maja wzbiła się balonem wysoko w powietrze aby tam wypuszczać na wiatr maleńkie spadochroniki z dmuchawców, które przenosiły na swoich barkach drobniutki ładunek mieszanki. Ludność dwóch zaprzyjaźnionych planet stała urzeczona wpatrując się w ciemne postacie dzieci, które w magiczny dla nich sposób przenosiły za pomocą wiatru maleńkie porcje cudownej mieszanki proszków. Spektakl trwał całą noc dostarczając widzom niecodzienne zjawisko. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że pod osłoną przyjemnych dźwięków i iskierek przebiega reakcja, która ma bardzo ważne zadanie do wykonania. Efekt był zdumiewający dla wszystkich. Czarne chmury smogu zostały zatrzymane, a bariera dość szybko poradziła sobie z zalegającymi pozostałościami w atmosferze. Na cześć tego wielkiego wydarzenia mieszkańcy zarządzili coroczne święto, podczas którego nocą wypuszczano w niebo tysiące lampek z dzwoneczkami.

Co się stało z mieszkańcami Romii? Gdy zorientowali się, że zatruwają już tylko siebie okazało się, że jest już za późno na ratunek. Toksyczna planeta szybko opustoszała, a pozostałe szkielety budynków i fabryk odstraszały skutecznie wszelkie stworzenia. Mieszkańcy zapłacili najwyższą możliwą cenę za swój lekkomyślny wybór.

Natomiast Maja z Patrykiem pozostali przyjaciółmi na zawsze prowadząc częste rozmowy pod rozgwieżdżonym niebem. Ich ciekawość świata i chęć odkrywania jego tajemnic zaowocowała wieloma twórczymi wynalazkami. Były one połączeniem wiedzy ze świata kryształów i natury, a największe wspólne dzieło, międzygalaktyczny statek kosmiczny zabrał ich w najciekawszą podróż życia na odległe planety.


EM